Kultura, filozofia, peryferia świata cyfrowego

Noc i mgła

1 września. Uczniowie ruszają do szkół w towarzyszącym w tle akompaniamencie nowych zmian w programie nauczania. Ma się wrażenie, że coraz wyraźniej wybrzmiewają w nich nuty podkreślające narodową dumę, przywiązanie do tradycyjnych wartości, często wykładanych jako jedyne słuszne. W tym dniu, w którym kilkadziesiąt lat temu żołnierze III Rzeszy marszowym krokiem przekraczali granicę Polski, oglądam ponownie „Noc i mgłę” – powstały 10 lat po zakończeniu II W.Ś. dokument, który dobitnie pokazał skutki tego, do czego doprowadziło do władzy ludzi fanatycznie wierzących w słuszność swoich poglądów, w pogardzie mających jakąkolwiek inność, wychowujących w kulturze o rzekomo silnych i pewnych wartościach, w których każdemu są przypisane role. „Noc i Mgła” to film, który powinno się wyświetlać w szkołach w ramach lekcji historii. Ku przestrodze, bo pamięć zbiorowa bywa zatrważająco krótka.

W „Nocy i Mgle” Alain Resnais, przyszły reżyser „Hiroszima, moja miłość” odwiedza tereny dawnych obozów koncentracyjnych (m.in. Auschwitz i Majdanek), które po 10 latach zarosły ciszą.

„Dziwna trawa pokrywa dziś ścieżki, którymi podążali więźniowie.”

Narratorem w filmie jest francuski poeta Jean Cayrol, który był członkiem ruchu oporu i w 1941 roku został schwytany i deportowany do obozu w Mauthausen. Po wojnie w 1946 roku wydał on swój najsłynniejszy tomik wierszy: „Poematy nocy i mgły”, z których wiele zostało napisanych na skrawkach papieru w obozie. Tytuł filmu to także nawiązanie do tajnego dekretu III Rzeszy z 1941 roku o tej samej nazwie – była to decyzja o wysyłaniu członków ruchów oporu do obozów koncentracyjnych w celu ich eksterminacji. Sama nazwa dekretu nawiązuje do opery Wagnera „Złote Runo”, w której jedna z postaci, po założeniu magicznego hełmu zmienia się w dym, śpiewając: „Nocy i mgło, znikam”. Film jednak nie będzie opowiadać o jakiejkolwiek konkretnej grupy skazańców. Strach, głód i w końcu śmierć dla każdej z nich były równe.

Twórcy wracają do miejsc zagłady, próbują odtworzyć losy skazańców, przedstawić grozę tego co ich spotkało, na tyle na ile przedstawienie ich tragedii jest możliwe w słowach i obrazach. Wracają, by przerwać ciszę tych miejsc, które stopniowo, już po tak krótkim czasie, mimo tragedii, stają się elementem pejzażu. Czas jest nieubłagany. Zapomnienie jest nieuniknione, niezależnie od skali tragedii. Dzisiaj obok obozu w Majdanku sąsiadują ogródki działkowe. Dym z krematorium został zastąpiony dymem z niedzielnych grilli. Festiwal życia trwa nieubłaganie.

By możliwie jak najwierniej oddać horror rzeczywistości obozowej reżyser sięga po nagrania archiwalne prosto z obozów. Zanim to jednak nastąpi, obserwujemy lata to poprzedzające: dojście do władzy Nazistów i ruszenie w obrót machiny śmierci, w której wszelka inność wobec jednolitego, silnego narodu jest czymś wrogim, czymś co należy zniszczyć, ale stopniowo, metodycznie, z planem. Planowana w ukryciu eksterminacja staje się dla wielu okazją, sposobem na dobry biznes. A w tle tego wszystkiego nieświadome swojego przyszłego losu ofiary wiodą spokojne życie.

1933. Machina wkracza do akcji. Naród musi być w pełni zgodny. Żadnych skarg i kłótni. Naród bierze się do pracy. Obóz koncentracyjny buduje się w zwyczajny sposób, zupełnie jak hotel czy stadion. Przy udziale biznesmenów, z wyliczeniami, przetargami i bez wątpienia łapówkami. Nie ma stylu. Wszystko jest kwestią wyobraźni. Styl alpejski. Styl garażowy. Styl japoński. Bezstylowy. Architekci w spokoju projektują bramy przeznaczone do przejścia tylko w jedną stronę. Tymczasem Berger, niemiecki robotnik, Stern, żydowski student z Amsterdamu, Szmulski, kupiec z Krakowa, oraz Anette, uczennica z Bordeaux żyją jak gdyby nigdy nic, nie wiedząc o miejscu przygotowanym specjalnie dla nich, oddalonym o tysiące kilometrów.

Następnie wyświetlane są migawki z transportów. Tłumy ludzi upychane w wagony, zapełnione perony, na których wyróżniają się patrole palących SS-manów z psami. Ktoś ciągnie prowizoryczny wózek z leżącą niepełnosprawną osobą z bagażem. Wszystko robione w pośpiechu. Strach, niepewność odmalowana na twarzach ludzi, dla większości których będzie to ostatni przejazd w życiu. Z przejeżdżającego pociągu wypada list, ostatnia wiadomość od osoby wiezionej na śmierć. Czy ktoś go odczyta?

Niekończąca się skrupulatnie zapisana lista więźniów

Kamera co jakiś czas przenosi się we współczesność. Opustoszałe budynki, zarosłe tory, wyjałowiała ziemia. Obojętne krajobrazy milczą na temat losów ich dawnych mieszkańców. W końcu rozpoczynają się nagrania z obozów. Naziści mimo wszystko dobrze udokumentowali swoje dokonania. Narrator opisuje hierarchię obozową, jej reguły w przerażający sposób mające imitować rzeczywistość, która dla przebywających wydawała się być tak blisko (bo tuż za kratami), a jednocześnie tak daleko.

A oto sceneria: Budynki, które spokojnie można by uznać za stajnie, garaże czy pracownie. Jałowa ziemia, dziś leżąca odłogiem. Obojętne jesienne niebo. Pozostało nam jedynie wyobrazić sobie noc rozbrzmiewającą przenikliwym płaczem, wyszukiwanie wszy, szczęk zębów.

Oglądamy nagrania z nagimi cieniami ludzi, których najpierw ogołocono z wszelkiej godności, prawo do jakiegokolwiek stanowienia o sobie, a potem odebrano wszelką nadzieję. Widzimy niekończące się szeregi łóżek, w których znajdowali na chwilę wytchnienie lub być może przenosili się z koszmaru w koszmar. Oglądamy rzeczywistość obozowych „szpitali”, rezultaty tamtejszych nieludzkich eksperymentów, wspieranych przez wielkie firmy. Zdjęcia zrobione tuż przed eksterminacją, ściany egzekucji, palone ciała, wnętrza komór gazowych, tysiące umarłych z głodu ludzi, którym odebrano prawo do bycia człowiekiem.

Zabijanie gołymi rękoma zabiera czas. Zamówiono beczki z Cyklonem B. Komora gazowa niczym się nie różni od zwykłego baraku. Wnętrze, wyglądające jak łaźnia, powitało nowo przybyłych. Zamknięto drzwi. Postawiono straż. Jedyny ślad, musicie o tym wiedzieć, pozostawiły paznokcie drapiące sufit. Nawet żelbeton da się zarysować.

Choć „Noc i mgła” został doceniony przez krytyków (prestiżowa nagroda Prix Jean Vigo) jego udział w konkursie festiwalu w Cannes w 1956 roku został wycofany na żądanie władz RFN (w końcu, za sprawą protestów, film został wyświetlony poza konkursem).((1. https://www.criterion.com/current/posts/289-night-and-fog-origins-and-controversy)) Władze francuskie również chciały z kolei film częściowo ocenzurować, by nie wskazywał na współudział Francji w ludobójstwie. ((2. https://www.nottingham.ac.uk/scope/documents/2009/february-2009/bonner.pdf)) Słowa „nie ponoszę odpowiedzialności” – tak często powtarzane przez zbrodniarzy wojennych (zostało to też pokazane w filmie), których nie dosięgnęła sprawiedliwość i wiedli normalne życie po wojnie brzmią w tym kontekście z jeszcze większą grozą. Już wtedy chciano uskuteczniać rewizjonizm historyczny (co znamy ostatnio z naszego podwórka, ale o czym częściej się zapomina w kontekście „Zachodu”), na szczęście ze znikomym skutkiem.

Podczas gdy przemawiam do was, ruiny i chłodna woda ze stawów pokrywają doliny masowych grobów. Woda lodowata i mulista, mroczna jak nasza pamięć. Wojna drzemie sobie spokojnie, ale jedno oko ma zawsze otwarte. Trawa znów zdobi tereny zbiórek przy barakach. Opuszczona przestrzeń wciąż przepełniona grozą. Krematoria nie pracują. Nazistowska przestrzeń dziś jest tylko żartem. 9 milionów umarłych nawiedza te okolice. Kto spośród nas czuwa na tej dziwacznej wieży strażniczej, by ostrzec przed przybyciem przyszłych katów? Czy ich twarze aż tak bardzo się różnią od naszych własnych?

„Noc i Mgła” przy ukazaniu całej skali i grozy największego ludobójstwa XX wieku równocześnie przez całe trwanie filmu podkreśla to, jak łatwo dla zła człowiek może znaleźć usprawiedliwienie: ideologiczną, biznesową, sytuacyjną. Odpowiedź „nie ponoszę odpowiedzialności” dawnych oprawców na długo zostaje w pamięci, jednocześnie skłaniając do poszukania odpowiedzi na pytanie: ilu przyczajonych oprawców czeka na kolejny odpowiedni moment w historii, gdy przemoc wobec drugiej osoby jeszcze wyraźniej znajdzie usprawiedliwienie w prawie?

Niedzielne popołudnie, 2.05. Święto flagi. Pod sklepem znajdującym się dosłownie kilometr od obozu w Majdanku, uśmiechniętą grupkę osób zaczepia podpity mężczyzna w średnim wieku. Widocznie jest mu nie w smak, że blokują mu chodnik. Z pogardą we wzroku pyta: – A co to za zgromadzenie? Jude?